Po 24h Le Mans warto przyjrzeć się dokładniej poczynaniom poszczególnych producentów. Zapraszamy na obszerne podsumowanie wczorajszych zmagań.
Ferrari było w innej lidze
Wprawdzie kwalifikacje nie poszły po myśli włoskich samochodów, ale nie miało to znaczenia w wyścigu. Od samego startu #50, #51 I #83 demonstrowały mocne tempo. Dzięki temu już w trzeciej godzinie zobaczyliśmy trójkę załóg AF Corse na czele. Wtedy też doszło do pierwszego spięcia między zawodnikami Ferrari. Kubica spierał się z inżynierem na temat poleceń zespołowych, a dokładniej chodziło o oddanie pozycji samochodowi #51. Ten wczesnym wieczorem był w lepszym położeniu strategicznym.
W nocy sytuacja uległa zmianie i #83 wraz z #50 zyskały prędkość i uformowały wraz z #51 pierwszą trójkę w klasyfikacji wyścigu. Taki stan rzeczy utrzymywał się do południa w niedzielę, choć po drodze doszło do kolejnego konfliktu Kubicy z zespołem. Ten dał do zrozumienia, że już drugi raz oddał pozycję owej załodze, która nie była w stanie podkręcić tempa. Dlatego zdecydowano się na zmianę strategii. Ta sprowadziła się głównie do ponownego wsadzenia Polaka za kierownicę na ostatnie trzy godziny zamiast Phila Hansona. To w połączeniu z wcześniejszym błędem Alessandro Pier Guidiego z #51 dało #83 zdecydowane prowadzenie. Ono się przydało w dwóch ostatnich godzinach, kiedy pomiędzy Ferrari wmieszało się #6 Porsche
Ostatnia godzina była nerwowa w garażu AF Corse, ale głównie z obawy o ewentualne błędy ich kierowców. Te jednak się nie pojawiły. W takim układzie Robert Kubica, Yifei Ye i Phil Hanson wygrali 24h Le Mans 2025 wraz z prywatnym Ferrari. Zaś na podium dołączyło do nich #6 Porsche i #51 Ferrari.
Porsche było doskonałe, ale to nie wystarczyło
Start w wykonaniu Penske był absolutnie wymarzony. Najpierw Julien Andlauer przejął prowadzenie z rąk Cadillaca. Zaś potem dobrze do czołowej szóstki ze środka stawki przebił się Felipe Nasr z #4. Wreszcie Kevin Estre w #6 atomowo ruszył z końca stawki po dyskwalifikacji z kwalifikacji. Francuz dał tam doskonały popis prędkości. Tym samym po godzinie to auto też było już w dziesiątce.
Niestety potem już nie było tak kolorowo. Zarówno #4, jak i #5 nie ustrzegły się kar w nocy – głównie za złamanie procedury przy neutralizacjach. Zaś sama #5 dodatkowo napotkała na przebitą oponę, co też kosztowało ją sporo czasu. Zaś prywatny Proton #99 prezentował osiągi warte końca stawki. Choć neutralizacja też nie pomogła tej ekipie, ale i tak prywatne Porsche nie miało tu na co liczyć.
Spośród czterech 963 tylko #6 liczyła się w grze. Ta załoga wycisnęła maksimum z tego samochodu przy absolutnym braku kar i przygód na torze. Jak po wyścigu przyznał Laurens Vanthoor – jego ekipa przejechała absolutnie bezbłędny wyścig. Jednakże przy osiągach Ferrari to było za mało. Nawet ofensywa przypuszczona w ostatnich godzinach nie dała im szansy na wygraną. #6 dojechała druga ze stratą kilkunastu sekund do #83 AF Corse. Zaś dwa pozostałe Penske dojechały w czołowej dziesiątce.
Cadillac obiecywał nam zdecydowanie więcej
Po zespole zdobywającym pierwszy rząd w kwalifikacjach oczekiwalibyśmy o wiele lepszej postawy w wyścigu. Niestety już po starcie #12 i #38 zostały ograne przez Andlauera z #5 Porsche Penske. Następnie te dwa samochody regularnie przepadały wraz z trwaniem wyścigu. Jednakże na ich szczęście ostatecznie skończyło się na piątej ósmej lokacie. Choć tu trzeba przyznać, że gdyby nie kłopoty rywali to byłoby zdecydowanie gorzej. Pomogły problemy obydwu Toyot, #311 Cadillaca Action Express czy BMW. Ostatecznie #12 była piąta, a 38 ósma.
Niestety dwa pozostałe samochody jadące gościnnie nie ukończyły tego wyścigu. Zarówno #101 Wayne Taylor Racing, jak i wspomniana #311 uległy awariom. Dla Action Express było to o tyle bolesne, że ta załoga pokazała tempo równe, jak nie lepsze od aut Jota Sport. Na dziesięć godzin przed metą ten samochód zmierzał nawet po szóste miejsce.
Toyota nigdy nie była faworytem w tym wyścigu
To była niecodzienna sytuacja dla tej marki. Ani #7, ani #8 nie liczyły się w walce o wygraną. Obydwa auta odrabiały straty po kiepskich kwalifikacjach. Przy czym #7 cierpiała dodatkowo przez uszkodzenia po kolizji po starcie. Ostatecznie udało się jej dowieźć szóste miejsce. Na więcej liczyła bliźniacza #8. Ona jeszcze w południe w niedzielę zmierzała po czwarte miejce. Niestety uszkodzona nakrętka sprawiła, że Hirakawa zgubił koło, więc potrzebna była nowa opona i naprawa zawieszenia. Niestety to skończyło się finiszem na końcu stawki.
Słowem, w tym wyścigu między innymi przez wysoką masę w ramach BoP, Toyota mie miała za bardzo czego szukać na torze.
Alpine jechało anonimowy wyścig
Praktycznie od startu do mety, obydwa A424 jechały będąc niewidoczne. Pierwszą połowę rywalizacji oglądaliśmy #35 i #36 na końcu stawki w towarzystwie Peugeota oraz Astona Martina. Mówiąc o 9X8 to warto wspomnieć, że #35 nawet zaliczyła kolizję z #94. Niewiele to zmieniło w końcowym rezultacie obydwu Alpine. Wprawdzie ostatnie osiem godzin przyniosło postęp, ale ten wynikał z problemów BMW czy Toyoty. Prędkości starczyło na dziesiąte i jedenaste miejsce na mecie.
Mówiąc o Peugeotach to jedyne, co zapamiętaliśmy z 24h Le Mans to wypadek Paula di Resty z drugiej godziny wyścigu. Szkot stracił panowanie nad autem w brudnym powietrzu przy dublowaniu Ferrari z LMGT3 i wypadł z toru. Samochód wrócił niedługo potem do wyścigu, ale odbyło się to kosztem osiągów
Należy się jeszcze słowo wzmianki o BMW. Obydwa M Hybrid V8 jechały dobrze w sobotę. Nawet udało się wprowadzić dwa auta do czołowej ósemki, ale po zapadnięciu zmierzchu tempo znikło. Dodatkowo w niedzielę nie udało się go odzyskać. Dodatkowo w ostatnich godzinach obydwa auta uległy awarii. Dojechać się udało, ale na końcu stawki klasy.
Na koniec Aston Martin, który nie był ostatni, ale był najwolniejszy. Obydwa Valkyrie nie grzeszyły tempem, ale przynajmniej były niezawodne. Jest to o tyle imponujące, że to był pierwszy tak długi wyścig w wykonaniu tych samochodów. Trzynaste miejsce dla #009 i piętnaste dla #007 było efektem jazdy bez przygód. Strata czterech okrążeń na przestrzeni jednej doby również nie jest złą wiadomością.
Inter Europol Competition znów tego dokonał w LMP2
Na starcie i w pierwszych godzinach dobrze radził sobie #29 TDS, który prowadził. Zaś za nim plasowało się #199 AO by TF i #43 Inter Europol Competition. Jednakże w kolejnych godzinach to „piekarze” wyszli na czoło wyścigu, a dołączył do nich #48 VDS Panis. Wyścig w klasie LMP2 sprowadzał się do demonstracji czystej prędkości i niemal zerowej ilości błędów. W takiej sytuacji każda nawet drobna kara czy błąd miały wpływ na końcowy rezultat.
Takich błędów nie ustrzegł się samochód #43. Najpierw były drobne problemy ze skrzynią biegów, które nie powstrzymały samochodu. Większe problemy nastąpiły w niedzielę, gdy załoga straciła trochę czasu na kilku nieudanych pit stopach. Najgorsze jednak przytrafiło się w ostatniej godzinie. Wtedy to #43 dostała karę przejazdu przez aleję serwisową za prędkość w pit lane. Tu jednak zadziałał pech rywali w postaci załogi #48 oraz prędkość Nicka Yellolyego. Brytyjczyk skorzystał na problemach w silniku samochodu Panisa i w ostatnich dwudziestu minutach odzyskał prowadzenie dla polskiej załogi. Dzięki temu w LMP2 wygrali Tom Dillmann, Nick Yelloly i Kuba Śmiechowski. To była druga wygrana Inter Europolu w 24h Le Mans w historii zespołu.
LMGT3 znów dla Porsche
Początkowo wyścig układał się pomyślnie dla BMW. Te stabilnie trzymały się w pierwszej dziesiątce, podobnie jak Lexus, który jechał w czołowej szóstce. Z czasem jednak wszystko zaczęło się układać po myśli #92 Porsche i #21 Ferrari. To te dwie załogi toczyły bój o prowadzenie a zarazem zwycięstwo. Po paru godzinach po błędzie kierowcy, z wyścigiem pożegnał się #88 Ford Mustang. Natomiast noc przyniosła nam koniec zabawy dla BMW i jednego Lexusa.
Ostatecznie to #92 Porsche z Hardwickiem, Perą i Lietzem wygrało 24h Le Mans w LMGT3. Zaś drugie było wspomniane Ferrari #21 AF Corse
Wyniki wyścigu 24h Le Mans 2024 z podziałem na klasy

Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!