Jest 25 października 2015 roku. Dwaj giganci motocyklowych mistrzostw świata - Marc Marquez i Valentino Rossi - toczą zacięty bój o trzecie miejsce podczas przedostatniej rundy sezonu. Jak się za chwilę okaże, moment ten zupełnie odmieni przyszłość MotoGP. Moment ten ukształtuje dynamikę padoku oraz relacje wśród fanów na następną dekadę. Oto historia Grand Prix Malezji 2015.
MotoGP w 2015 roku
Motocyklowe Mistrzostwa Świata były 10 lat temu zupełnie innym sportem. Przede wszystkim, nikt w padoku nie znał takiego pojęcia jak „aerodynamika”. Bez tych wszystkich skrzydeł i lotek jakość ścigania była zdecydowanie lepsza. Jednak z drugiej strony, mieliśmy też znacznie większe różnice pomiędzy motocyklami. Między innymi dlatego, że zespoły fabryczne nie dzieliły się danymi oraz technologią ze swoimi klientami tak jak dzisiaj. Współpraca z ekipami satelickimi polegała niemal wyłącznie na sprzedawaniu i kupowaniu motocykli.
Oprócz tego, nie istniał jeszcze system koncesji. A przynajmniej nie w jego współczesnej formie. W latach 2012-2015 MotoGP było kategorią wieloklasową. Producenci, którzy nie wygrali wyścigu w suchych warunkach od przynajmniej dwóch lat, mogli zarejestrować się do „klasy otwartej”. Oferowała ona większe zbiorniki paliwa, nieograniczony rozwój jednostek napędowych, większą alokację silników na sezon, dostęp do miękkiej mieszanki opon oraz standaryzowany system elektroniki. W ten oto sposób doszło do powiększenia listy startowej i urozmaicenia rywalizacji technologicznej. 2015 był też ostatnim sezonem Bridgestone jako dostawcy ogumienia.
Mimo tych benefitów, w MotoGP wciąż panował duopol Yamahy oraz Hondy. Producenci, którzy od kilku lat zajmują ostatnie miejsca w klasyfikacjach punktowych, jeszcze dekadę temu znajdowali się na absolutnym szczycie. Przystępując do GP Malezji 2015, japońskie marki wygrały wszystkie wyścigi MotoGP od… października 2010 roku. Co za tym idzie, prawie każde Grand Prix w tamtym czasach było pojedynkiem Jorge Lorenzo i Valentino Rossiego z Yamahy oraz Marca Marqueza i Daniego Pedrosy z Hondy. Nie dość, że posiadali najlepsze motocykle, byli oni też powszechnie uważani za najlepszych zawodników w stawce. W 2015 roku posiadali łącznie 20 tytułów mistrzów świata. Nie bez powodu nazywano ich „kosmitami”.
Rossi VS Marquez – pierwsze zalążki konfliktu
Głównymi bohaterami tej historii są właśnie Rossi oraz Marquez. Włoch stał się ikoną MotoGP w latach 2000-nych, wygrywając 7 tytułów mistrzowskich klasy królewskiej. Jego wyjątkowy, żartobliwy charakter w połączeniu z niespotykanym talentem uczynił z niego twarz wyścigów motocyklowych na całym świecie. W następnej dekadzie Marquez odebrał mu jednak tę koronę. Hiszpan zaprezentował kompletną dominację w seriach juniorskich, a następnie w 2013 roku został mistrzem MotoGP jako debiutant. Nikt inny w historii motocyklowych mistrzostw świata nie może się pochwalić tak wybitnym osiągnieciem. Marquez podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej w 2014 roku, wygrywając pierwsze 10 wyścigów sezonu z rzędu na drodze do kolejnego tytułu.
Przez pierwsze 2 lata stosunki pomiędzy tymi zawodnikami były dość przyjazne. Choć często rywalizowali ze sobą na torze, Rossi dla Marqueza nadal był idolem z dzieciństwa. Co za tym idzie, zachowywali dobre relacje. Rok 2015 zmienił jednak wszystko. Po raz pierwszy Rossi oraz Marquez toczyli bezpośrednią walkę o tytuł. W poszukiwaniu jeszcze lepszych osiągów Honda zbudowała motocykl, który był mniej stabilny i bardziej podatny na wywrotki (brzmi znajomo?). Yamaha wykonała natomiast znaczący progres z YZR-M1. Zapowiadała się nam zatem bardzo zacięta walka o tytuł.
Pierwszym poważnym punktem starcia było Grand Prix Argentyny. Marquez prowadził przez większość tego wyścigu, lecz Rossi zaczął go doganiać w końcówce. Na 2 okrążenia do mety Vale rozpoczął swoją ofensywę. Wychodząc z zakrętu numer 5, na przełożeniu motocykli, doszło do kolizji pomiędzy liderami, która wyeliminowała Marqueza. Natomiast Rossi dowiózł do mety zwycięstwo w trzeciej rundzie sezonu. Poza typowymi sprzeczkami fanów, większość bezstronnych osób uznała ten kontakt za zwykły incydent wyścigowy.
Jeszcze bardziej pamiętnym momentem było Grand Prix Holandii. Tym razem sytuacja wyglądała odwrotnie – to Marquez próbował wyprzedzić Rossiego w ostatnim zakręcie, na ostatnim okrążeniu. Hiszpan wepchnął się pod łokieć Włocha, po czym doszło do kontaktu. Rossi następnie wyjechał na żwir, kompletnie ściął finałową szykanę i odniósł zwycięstwo. Było to perfidne naruszenie limitów toru, ale z drugiej strony zainicjował je inny zawodnik. Co za tym idzie, sędziowie po raz kolejni sklasyfikowali całe zajście jako incydent wyścigowy. Choć Rossi i Marquez obwiniali siebie nawzajem, wciąż nie było pomiędzy nimi złych uczuć.
GP Australii MotoGP 2015 – Katalizator
Na przestrzeni sezonu Marc wyeliminował się z walki o tytuł. Za sterami swojej niestabilnej Hondy częściej wywracał się niż wygrywał wyścigi. Na 3 rundy do końca sezonu matematyczne szanse na mistrzostwo posiadali już wyłącznie reprezentanci Yamahy. Valentino Rossi prowadził w klasyfikacji generalnej z przewagą 18 punktów nad Jorge Lorenzo. Wydawało się, że 36-latek wreszcie zmierza po upragnioną, dziesiątą koronę. Presja była bardzo wysoka, gdyż w padoku panowało ogólne przekonanie, iż to może być jego ostatnia szansa na tytuł.
Grand Prix Australii odmieniło jednak wszystko. Wyścig ten został zapamiętany jako jeden z najbardziej ekscytujących w całej historii MotoGP. Jak zwykle, tor Phillip Island dostarczył rewelacyjną jakość ścigania. Przez większość Grand Prix liderem był Jorge Lorenzo, a o drugie miejsce walczyli Andrea Iannone, Marc Marquez i Valentino Rossi. Dokładnie w takiej kolejności zaczynali ostatnie okrążenie. W wykonaniu zawodnika Hondy było ono istnie legendarne. Marquez wyprzedził Iannone, zniwelował 0.6s straty do Lorenzo i zdobył prowadzenie na 3 zakręty do mety. Hiszpan odniósł w ten sposób rewelacyjny triumf. Kiedy Marquez atakował Lorenzo, Rossi próbował wykonać wręcz taki sam manewr na Iannone, lecz zawodnik Ducati utrzymał trzecią pozycję. Następnie podczas okrążenia zjazdowego Rossi uściskał rękę Marqueza, gratulując mu zwycięstwa.
Taki przebieg wyścigu wcale nie był jednak oczekiwany. Marquez ustanowił najszybszy czas w każdej sesji tego weekendu i wszyscy myśleli, że zdominuje Grand Prix. Hiszpan w późniejszej konferencji prasowej narzekał jednak na problemy z przyczepnością, wywołane najprawdopodobniej wyższą temperaturą asfaltu w porównaniu do reszty weekendu. Z racji, że ciągle próbował zrozumieć warunki i znaleźć limit, a czasami też schłodzić opony, jego czasy okrążeń w GP były bardzo nierówne. Dla pewnych osób, podejrzanie nierówne. Wspomniane wyżej ostatnie okrążenie było w wykonaniu Marqueza najszybszym kółkiem całego wyścigu. Choć musiał wyprzedzić dwóch zawodników, Marc pojechał 0.8 sekundy szybciej niż on sam czy jakikolwiek inny zawodnik w tym Grand Prix.
Teoria spiskowa Rossiego
Ta sytuacja przykuła uwagę włoskiej części garażu Yamahy. Zrodziła się tam wówczas szalona teoria. Ich zdaniem, Marquez po wcześniejszych zajściach z Argentyny i Holandii nie chciał, aby Rossi wygrał tytuł. Co za tym idzie, próbował w Australii chronić swojego rodaka, Lorenzo.
Specyficzne czasy okrążeń oraz dużo słabsza forma w wyścigu niż przez resztę weekendu słusznie mogły wzbudzać podejrzenia. Natomiast oglądając sam wyścig, nie da się obiektywnie stwierdzić, że Marquez w jakikolwiek sposób działał na korzyść Lorenzo. Na szóstym okrążeniu Marquez dość agresywnie wyprzedził Rossiego w zakręcie numer 4. Jednak na następnym kółku dokładnie tak samo potraktował Iannone.
Po objęciu drugiej pozycji Marquez wcale nie blokował swoich rywali. Wręcz przeciwnie, to właśnie zawodnik Hondy rzucił się w pościg za Lorenzo na półmetku wyścigu i dogonił go na 11 okrążeń do mety. Dopiero chwilę później dojechali do nich Iannone oraz Rossi, co zapoczątkowało kolejny pojedynek. Na koniec pozostaje najważniejsze pytanie – skoro Marquez chciał, aby Lorenzo został mistrzem, to czemu tak przyspieszył na ostatnim okrążeniu i nie dał mu po prostu wygrać? Zgodnie z tą logiką, o wspieranie Lorenzo powinien zostać również oskarżony Iannone.
Początek wojny…
Mimo to, teoria ta miała sens dla Rossiego. Spekuluje się, że oryginalnym jej autorem był Alessio Salucci – asystent „Doktora”, a aktualnie dyrektor jego zespołu MotoGP. Być może emocje oraz presja walki o tytuł zaburzyła procesy poznawcze Valentino, który mu uwierzył. Kilka dni później, podczas czwartkowej konferencji prasowej, poinformował świat o konkluzji, do jakiej doszedł:
Prawdą jest to, że Marc nie bawił się ze mną oraz z Jorge, tylko ze mną! To bardzo ważne, że on wie, że ja to wiem. Jestem tym zaniepokojony, ponieważ walka z Lorenzo to jedna sprawa. Druga to walka z Marquezem, a to jest bardzo trudne. To dla mnie duży zawód, bo wiem, że będzie też tego próbował tu i w Walencji – powiedział mediom dziewięciokrotny mistrz świata.
Zauważyłem, że Marquez był w tym wyścigu o krok przed nami. Jednakże zamiast jechać swoje to trzymał się ze mną i Iannone. Wiedział też, że na prostej będę tracił do Ducati. Za każdym razem jak go wyprzedzałem to on mnie kontrował w agresywny sposób. Na jego nieszczęście wiedział też, że Jorge nie jest zbyt szybki w tym wyścigu, dlatego trzymał go blisko nas, aby go szybko dogonić i wyprzedzić, aby wygrać i jednocześnie sprawić, aby rozdzieliło nas jak najwięcej zawodników, abym ja stracił punkty – kontynuował.
On chce, żeby wygrał Lorenzo. Po pierwsze, bo jest na mnie zły. Z mojego punktu widzenia to osobiste. To, co wydarzyło się w Argentynie, a potem w Assen… od tamtej pory ma do mnie żal. Pomyślał trochę jak dziecko: 'Skoro ja nie wygram, to ty też nie’. Dla niego mniejszym złem jest zwycięstwo Lorenzo. […] To coś, czego nigdy bym się nie spodziewał — że Márquez zacznie przeszkadzać w walce o mistrzostwo. On próbuje zostawić w grze tylko Jorge, a to nie jest w porządku. – skomentował.
Wydaje mi się, że Marquez często jest porównywany do mnie. Chciałby mnie pokonać, jeśli chodzi o liczbę tytułów, więc ma świadomość, że jeżeli sięgnę po jeszcze jedno mistrzostwo, będzie miał więcej do nadgonienia – powiedział spiskujący Valentino.
Rossi obsesyjnie analizował czasy okrążeń Marqueza z Australii. Do centrum medialnego przyszedł z kartką, na której były one wydrukowane. Zawodnik Yamahy od razu też uczynił z tego konflikt personalny. Jego zdaniem, Marquez kłamał w przeszłości, nazywając Rossiego swoim idolem. Zarzucił mu nawet zmyślenie historii o zawieszeniu plakatu Valentino w swoim dziecinnym pokoju. Marca, który stanowczo odrzucał zarzuty, szczególnie to zabolało. Jak przyznał w trakcie nagrywania dokumentu dla Amazon Prime w 2023 roku, było mu przykro, że Valentino postanowił rozegrać ten spór w mediach, zamiast porozmawiać prywatnie.
Rossi uwielbiał jednak tego typu gierki psychiczne. Z Maxa Biaggiego, Sete Gibernau czy Casey’ego Stonera także zrobił wielkich wrogów. Valentino lubił postrzegać siebie jako bohatera, a swoich przeciwników jako złoczyńców. Była to dla niego dodatkowa motywacja, która wręcz czyniła go szybszym na torze. Włoska prasa (i nie tylko) z przyjemnością podchwytywała tę narrację. Tego typu ataki medialne potrafiły być przytłaczające dla rywali. Choć Marquez miał jak najbardziej prawo załamać się pod tą presją, biorąc pod uwagę falę krytyki, jaką zrzucił na niego bohater z dzieciństwa, młody Hiszpan wkrótce odgryzł się Włochowi.
GP Malezji MotoGP 2015 – Treningi i kwalifikacje
Przechodząc do akcji na torze, weekend w Malezji miał dwóch klarownych faworytów. Jorge Lorenzo był najszybszy w FP1 i FP3, a Dani Pedrosa w FP2 i FP4. Podczas kwalifikacji zwycięski okazał się zawodnik Hondy, którego nietypowy plan przejazdów pozwolił uniknąć tłoku na torze. Marc Marquez zajął drugie miejsce ze stratą aż 0.4s. Trzeci był Valentino Rossi, który przebił nieco rozczarowującego Jorge Lorenzo o 11 setnych sekundy. Tego dnia Włosi znowu oskarżali Marqueza o manipulację wynikami, gdyż w pewnym momencie kwalifikacji jechał tuż przed Lorenzo, potencjalnie próbując mu dać tunel aerodynamiczny.
Piąte i szóste miejsce zajęli najlepszy zawodnik satelicki oraz najlepszy zawodnik na europejskim motocyklu – Cal Crutchlow z LCR Hondy i Andrea Iannone z Ducati. Ich strata do zdobywcy pole position wyniosła 1.1 sekundy, co jest kompletnie niewyobrażalne we współczesnym MotoGP. Takie różnice czasowe zazwyczaj widzimy pomiędzy czołową dwunastką, a nie czołową piątką. Jeszcze bardziej zdumiewające są straty finałowych zawodników w tabeli. Mike Di Meglio był trzy sekundy wolniejszy od czasu pole position, Anthony West cztery, a Damian Cudlin (jako samodzielny reprezentant IodaRacing Team) aż siedem.
Następny dzień mógł potencjalnie rozstrzygnąć walkę o tytuł. Rossi potrzebował zdobyć 15 punktów więcej od Lorenzo, aby zagwarantować sobie mistrzostwo. Cały padok rozmawiał jednak o jego rywalizacji z innym Hiszpanem. Jak już dobrze wiemy, GP Malezji MotoGP 2015 faktycznie zadecydowało o losach tytułu, ale nie w sposób matematyczny.
*Ten* moment
Presja najwidoczniej dopadła Lorenzo, który zaliczył słaby start. Z pierwszej sekwencji zakrętów wyjeżdżał dopiero szósty. Już na hamowaniu do zakrętu numer 4 wrócił jednak przed dwójkę zawodników Ducati. Chwilę później wyprzedził także Rossiego oraz Marqueza. O ile ze swoim partnerem zespołowym musiał stoczyć pojedynek, Marc przestrzelił hamowanie i wypadł z toru, oddając Jorge drugą pozycję. Nie pomogło to zarzutom, które Hiszpanie otrzymywali.
Rossi musiał jak najszybciej ruszyć w pogoń za Lorenzo. Po komentarzach z czwartku, Marquez rzecz jasna nie zamierzał mu ustępować z drogi. Rossi ponownie zinterpretował to jednak jako ochrona Lorenzo i mieszanie się w walkę o tytuł. Przez następne kilka okrążeń byliśmy świadkami jednego z najwspanialszych pojedynków w historii wyścigów motocyklowych. Dwie legendy MotoGP 17 razy wymieniły się pozycjami, z czego 9 tych manewrów miało miejsce wyłącznie na piątym okrążeniu wyścigu. Obaj mieli zbyt wielkie ego, aby zaakceptować porażkę. Żaden z nich nie zamierzał choć odrobinę odpuścić.
Z każdym kolejnym zakrętem i każdym kolejnym okrążeniem ich manewry były co raz to bardziej agresywne. Rossi był już na tyle zdenerwowany, że w pewnym momencie machnął ręką, tak jakby próbował powiedzieć Marquezowi „przestańmy walczyć, spróbujmy dogonić Lorenzo i Pedrosę”. Równie wściekły Hiszpan oczywiście go nie posłuchał. To nie mogło się skończyć dobrze.
Na siódmym okrążeniu GP Malezji MotoGP 2015, dojeżdżając do przedostatniego zakrętu, cierpliwość Włocha wyczerpała się. Rossi kompletnie zjechał z linii wyścigowej, wypchnął Marqueza na zewnętrzną, a kiedy ten w końcu musiał złożyć się w zakręt, doszło do kolizji. Następnie zawodnik Yamahy dwukrotnie obrócił się, aby zobaczyć przewróconą Hondę.
Wina i kara
Reszta wyścigu taka naprawdę nie miała już znaczenia. Pedrosa dowiózł do mety komfortowe zwycięstwo, a Lorenzo nie potrafił go dogonić. Rossi przekroczył linię mety jako trzeci, 10 sekund za swoim partnerem zespołowym. Nawet w Malezji 9-krotny mistrz świata miał absolutną rzeszę kibiców, która wybuczała Lorenzo na podium. To dlatego, że kiedy Valentino odbierał swój puchar za trzecie miejsce, Jorge pokazał mu kciuk w dół. Następnie, kiedy Rossi i Pedrosa otwierali szampany, Lorenzo od razu zszedł z podium. Wkrótce jednak przeprosił za swoje zachowanie.
Chwile po ceremonii rozpoczęło się jedno z najciekawszych w historii motorsportu spotkań w pokoju sędziowskim. Rossi otworzył je ironicznym komentarzem „niezły wyścig”, na co Marquez odpowiedział „niezły kopniak”. Hiszpan nawiązywał do wystawionej podczas kolizji nogi Włocha. Marc był przekonany, że Vale z premedytacją kopnął jego motocykl, aby go przewrócić. Rossi bronił się twierdząc, że jego kończyna zahaczyła o kierownicę Marca, a następnie spadła z podnóżka. Ponadto, zdaniem zawodnika Yamahy, motocykl MotoGP jest zbyt ciężki, żeby przewrócić go zwykłym kopnięciem. Włoch twierdził też, że chciał jedynie wypchnąć swojego rywala szeroko, aby ten stracił czas, a nie spowodować kolizję.
Prawdziwej wersji wydarzeń do dziś nie udało się ustalić. Nie ma ani jednego ujęcia kamery, które klarowanie prezentuje, czy Rossi umyślnie kopnął Marqueza. Tak naprawdę, nie ma to jednak żadnego znaczenia. Rossi stracił panowanie nad sobą, co widać nawet w zakulisowych nagraniach z tego wyścigu. Włoch nie zamierzał normalnie pokonać tego zakrętu. Przy trajektorii jaką objął swoim motocyklem, kolizja z Marquezem – umyślna czy nie – była nie do uniknięcia. Sędziowie dokładnie w taki sposób odczytali tę sytuację. Choć stwierdzili, że Marquez przeszkadzał Rossiemu swoją agresywną jazdą, miał on do tego pełne prawo. Za winowajcę samej kolizji uznano natomiast Włocha. Rossi nie otrzymał żadnej kary czasowej, a to dlatego, że w tamtych czasach obowiązywały jeszcze punkty karne. Na konto 9-krotnego mistrza świata dopisano aż 3 „oczka”. Łącznie posiadał ich zatem 4, a to oznaczało ban na następne kwalifikacje.
O krok od przemocy
Przystępując do finałowej rundy sezonu, Valentino wciąż był liderem klasyfikacji generalnej, lecz jego prowadzenie zostało zredukowane do zaledwie siedmiu punktów. Startując z ostatniej pozycji w Walencji, Rossi i jego obóz wiedzieli, że tytuł już jest praktycznie przegrany. Yamaha próbowała nieskutecznie oprotestować tę karę.
Każdy miał swoją własną opinię na temat tego incydentu. Jedni całkowicie obwiniali Rossiego, jak na przykład Casey Stoner:
Inni doszukiwali się winy obydwu zawodników – na przykład, Vito Ippolito. Przewodniczący FIM wystosował list otwarty, w którym potępił zachowanie Marqueza i Rossiego, oskarżając ich o psucie reputacji wyścigów motocyklowych.
Włochy opanowała natomiast czysta furia. W decyzji sędziów dopatrywano się spisku „hiszpańskiej mafii” – nawiązując do pochodzenia Marqueza, Lorenzo oraz właścicieli MotoGP. Marc i jego rodzina otrzymywały groźby śmierci w Internecie, a włoscy dziennikarze otoczyli jego dom. Atmosfera w padoku była na tyle okropna, że MotoGP odwołało czwartkową konferencję prasową, a Yamaha odwołała swoją imprezę, związaną z 60. urodzinami marki. Hiszpańska policja wysłała natomiast swoich funkcjonariuszy, aby zapobiec potencjalnym bójkom pomiędzy fanami Rossiego i Marqueza. Szefostwo Hondy rozważało nawet wycofanie się z wyścigu. W takich oto nastrojach rozpoczynała się finałowa runda sezonu 2015 – jakże wyczekiwane, Grand Prix Walencji.
GP Walencji MotoGP 2015 – Zgniły finał pięknych mistrzostw
Sytuacja sportowa Rossiego pogorszyła się w sobotę, kiedy jego partner zespołowy zdobył pole position z przewagą pół sekundy nad dwoma Hondami. „Doktor” potrzebował zatem cudu. Zdesperowany Rossi zrobił wszystko, co było możliwe, przebijając się z końca stawki na P4 w zaledwie 12 okrążeń. Po tej wspaniałej szarży jego strata do liderów wynosiła jednak aż 11 sekund. Ostatnie nadzieje na tytuł mistrzowski musiał zatem pokładać w… Marcu Marquezie.
To właśnie młody Hiszpan był wiceliderem tego wyścigu. Przez całe Grand Prix znajdował się niecałą sekundę za Lorenzo, lecz ani razu go nie zaatakował. Takie zachowanie nie było typowe dla najbardziej agresywnego zawodnika w ówczesnej stawce MotoGP. Pod koniec wyścigu musiał natomiast bronić się przed Pedrosą. O ile ostre ściganie w Malezji można uznać za personalną wendetę przeciwko Rossiemu, Walencja była pierwszym wyścigiem, w którym działania Marqueza bezpośrednio benefitowały Lorenzo.
Wciąż jednak nie można było się tam doszukać czegokolwiek niezgodnego z regulaminem. Marquez miał prawo pozostać na drugiej pozycji w Walencji, miał prawo agresywnie ścigać się z Rossim w Malezji oraz miał prawo walczyć z Yamahami w Australii. Jedynym zawodnikiem, który jakkolwiek naruszył przepisy, był ten, który zaczął cały spór. Rossi – niezależnie czy umyślnie czy nie – spowodował kolizję w Sepang za co został surowo, ale jakby nie patrzeć słusznie ukarany.
Mistrzem świata sezonu 2015 został zatem Jorge Lorenzo. Za sprawą zwycięstwa w Walencji, zawodnik Yamahy pokonał swojego partnera zespołowego o zaledwie 5 punktów w klasyfikacji generalnej. Marquez i Pedrosa zamknęli stuprocentowo hiszpańskie podium, a Rossi przekroczył linię mety na czwartym miejscu. Lorenzo następnie dorzucił paliwa do ognia, komentując poczynania swoich rodaków:
Wiedzieli, co jest na linii. Pomógł mi fakt, że są Hiszpanami, tak jak ja. To mi pomogło, bo z pewnością w innym wyścigu próbowaliby mnie wyprzedzić, czego tym razem nie zrobili. Gdyby Valentino był na moim miejscu i miał Włochów za sobą, zrobiliby dokładnie to samo. Ten tytuł musiał być dla Hiszpanii.
Marquez tłumaczył się mówiąc, że po prostu nie miał tempa, aby zaatakować Lorenzo: Dani i ja dawaliśmy z siebie 100 procent i pokazaliśmy to tutaj, w Malezji, w Australii oraz wszystkich innych wyścigach. Dla zwycięzcy, oskarżenia, że ktoś inny pozwolił mu wygrać, są pozbawione szacunku.
Rossi rzecz jasna nie przebierał w słowach po tym wyścigu:
Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie
Można stwierdzić, że tą niepotrzebną wojną Rossi sam sobie odebrał finałowy tytuł w karierze. W swoich ostatnich sześciu sezonach jako zawodnik MotoGP, „Doktor” już nigdy nie był pretendentem do mistrzostwa. Gdyby Rossi ugryzł się w język, to najprawdopodobniej Marquez nie ścigałby się z nim tak agresywnie w Malezji, a już na pewno nie miałby żadnych skrupułów, aby zaatakować Lorenzo w Walencji. Bez tych komentarzy, szanse Valentino zdecydowanie by wzrosły. Jeśli Marquez faktycznie nie miał manipulacyjnych zamiarów przed słynną konferencją prasową z Sepang, to można powiedzieć, że Rossi samodzielnie zamanifestował realizację teorii spiskowej, o którą podejrzewał Hiszpanów.
Nawet jeżeli Marc przez cały ten czas zamierzał specjalnie utrudniać życie Vale, to zapoczątkowana przez Włocha prowokacja i tak obróciła się przeciwko niemu. Pod presją medialną Marquez wcale się nie ugiął. Wręcz przeciwnie, wpłynęła ona na niego pozytywnie. Otrzymał dodatkową motywację, która uczyniła z niego dominatora MotoGP w następnych latach. Od tego momentu Marquez ścigał się dla satysfakcjonującego buczenia fanów Rossiego. Wspomniany wcześniej Casey Stoner nazwał obrócenie się przeciwko Marcowi największym błędem w karierze Vale. I ciężko się z nim nie zgodzić. Swoimi własnymi działaniami, Rossi stworzył potwora. Do dziś GP Malezji MotoGP 2015 wspominane jest jako największa plama na legendarnej karierze Valentino. Niektórzy jednak wciąż obwiniają Marqueza za to całe zajście i nadal nie darzą go szacunkiem. Niezależnie, którą stronę popieracie, prawdą jest, że ich konflikt zrujnował finał genialnego sezonu MotoGP, a cały sport przez nich ucierpiał.
10 lat później…
Nie bez powodu wszystkie strony i profile związane z MotoGP publikują w tym tygodniu materiały dotyczące Grand Prix Malezji 2015. Skutki tego wyścigu są nadal odczuwane dekadę później. Ten dzień jest powodem, dla którego kontrola wyścigu oraz sędziowie MotoGP to teraz dwie różne grupy ludzi. Incydent ten był na tyle ważny, że nie chciano go rozpatrywać w trakcie Grand Prix.
Cały ten chaos popsuł również atmosferę w garażu Yamahy, choć w 2015 roku wygrali wszystkie 3 tytuły. To z kolei przyczyniło się do odejścia Lorenzo po sezonie 2016. Dla 5-krotnego mistrza świata ten kontrowersyjny tytuł był ostatnim w karierze. Natomiast Rossi i Marquez zamienili się z przyjaciół w toksycznych rywali, których czekało jeszcze więcej kolizji, kontrowersji oraz starć medialnych. W pierwszych miesiącach po incydencie z Sepang nawet nie spoglądali na siebie, a co dopiero rozmawiali.
Za ich plecami stanęły natomiast dwa kraje dominujące MotoGP – Włochy oraz Hiszpania. Choć Rossi już dawno zakończył karierę motocyklową, włoskie media i włoscy kibice wciąż wykorzystują każdą okazję, aby zaatakować Marqueza. Wystarczy spojrzeć na reakcję trybun, kiedy Marc przewrócił się podczas tegorocznego sprintu w Misano. Fani Hiszpana wcale jednak nie zachowują się bardziej chwalebnie. Obie strony ślepo bronią swoich faworytów, nie dostrzegając w ich działaniach żadnych błędów, przez co po dziesięciu latach ten konflikt nadal trwa. Sami zainteresowani podtrzymują swoje opinie na temat tych wydarzeń, które co jakiś czas są przypominane. Nad finałem sezonu 2015 szczególnie ubolewa przegrana strona włoska.
Kiedy Rossi wciąż się ścigał, jego rywalizacja z Marquezem podzieliła cały padok. Z racji, że większość zawodników MotoGP pochodzi z Włoch lub Hiszpanii, oczywiście wspierali oni swoich rodaków. Świeżo po starciu z Sepang, zauważalne było osłabienie relacji pomiędzy motocyklistami z przeciwnych narodów. Każdy musiał wybrać stronę tego konfliktu. Niechęć do rywali jest szczególnie odczuwalna w obozie VR46. Akademia juniorska Rossiego wyprodukowała całą grupę zawodników nastawionych antagonistycznie do Marqueza.
Dzisiaj te uczucia pomiędzy motocyklistami są dużo słabsze, gdyż mamy do czynienia z młodszym pokoleniem, które nigdy nie ścigało się z Rossim. Momentami wciąż jednak występują pewne tarcia. Marco Bezzecchi po Grand Prix Walencji 2023 rzekomo obraził Marqueza w prywatnej konwersacji. 2 lata później, po ich świetnym pojedynku o zwycięstwo w San Marino, zawodnik Aprilii powiedział mediom:
W przeszłości byłem nieco bardziej niedojrzały niż nawet teraz. Wtedy [relacja z Marquezem] była trudna, teraz jest znacznie lepiej. Oczywiście nie jesteśmy przyjaciółmi, Marc to wciąż rywal. Ale można to powiedzieć o każdym zawodniku MotoGP. Mamy dobrą relację, szanujemy siebie nawzajem i mamy niezłe wyścigi.
Mimo tak dojrzałego podejścia, Bezzecchi od razu po tym został skrytykowany we włoskiej prasie oraz przez swoich rodaków w Internecie. Niektóre rany nigdy się nie zagoją.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!