Super Formuła rozpoczęła nowy sezon. W stawce tradycyjnie znajduje się Kamui Kobayashi. Japończyk znany z F1 notuje bardzo dobre wyniki. Dlaczego to takie wyjątkowe i nieco niespodziewane?
Samuraj przez wielkie S
Kamui Kobayashi to bez wątpienia kierowca, którego z wielki sentymentem wspominają fani F1. Japończyk w królowej sportów motorowych ścigał się w latach 2009-2012 (trzeba pamiętać, że w sezonie 2009 wystąpił tylko w dwóch ostatnich wyścigach) oraz 2014.
W tym czasie raz stanął na podium, co miało miejsce podczas GP Japonii 2012. Jednak Kobayashi wnosił do sportu nutkę fantazji. Kto nie pamięta heroicznej walki z Jensonem Buttonem w czasie GP Brazylii 2009? Gdzie walczył w swoim pierwszym wyścigu na równi z kierowcą, który kilkańscie minut później przypieczętował tytuł mistrza świata.
Do tego w 2010 roku był autorem wielu genialnych manewrów wyprzedzania. Można tutaj wspomnieć GP Europy, gdy w samej końcówce wyprzedzał Fernando Alonso, czy też na ostatnim zakręcie Sebastiena Buemiego. Oczywiście miał świeższe opony od swoich rywali, lecz jego jazda zrobiła ogromne wrażenie na komentatorach. Wszak wystarczy tutaj wspomnieć niedowierzanie Maurycego Kochańskiego, który komentował tamten wyścig z Andrzejem Borowczykiem.
Kilka miesięcy później na milion różnych sposobów mijał swoich rywali jak tyczki w nawrocie na torze Suzuka.
Dysonans poznawczy w Japonii. Kobayashi tam… nigdy nie wygrał
Wydawałoby się, że na krajowym podwórku, gdy stało się jasne, że opuści F1, będzie dominował. Tymczasem od 2015 roku Kobayashi wziął udział w 73 wyścigach Super Formuły i… ani razu nie wygrał żadnego wyścigu. Druga pozycja była najwyższą, na której dojechał do mety. Dokonywał tej sztuki 5-krotnie. Po raz pierwszy zresztą stawał na 2. stopniu podium w swoim drugim wyścigu w Super Formule. Miało to miejsce na torze Okayama.
Zresztą w debiutanckim sezonie w drugiej najszybszej serii wyścigowej 3-krotnie kończył zmagania na podium. Jako 3. dojeżdżał do mety w Autopolis i Suzuce. Później jednak bywało różnie. Przed rokiem wywalczył swoje pierwsze podium w Super Formule od… sezonu 2019.
Fot. Super Formula / Ostatnie podium przed zeszłorocznym sezonem Kobayashi wywalczył w sezonie… 2019. Wówczas był drugi na Twin Ring MotegiDla porównania Kazuki Nakajima, który w F1 miał wiele przygód to 2-krotny mistrz tej serii. I takie zestawienie dziwi wielu kibiców, którzy spoglądają na wyniki w Super Formule. Teoretycznie powinno to wyglądać na odwrót, ale po raz kolejny mija się ona z praktyką. Bohater tego materiału na koniec sezonu najwyżej klasyfikowany był na 6. pozycji. Miało to miejsce w latach 2015 i 2019.
Długi dystans to inna bajka
Z drugiej strony obaj zawodnicy byli wyjadaczami w WEC i to tymi z sukcesami. To ich łączy, bo w F1 i Super Formule byli na dwóch różnych biegunach. Japończycy w zawodach długodystansowych osiągnęli praktycznie wszystko. Kamui Kobayashi w 2021 roku przerwał klątwę wyścigu Le Mans 24h i stanął wraz ze swoją załogą na najwyższym stopniu podium. Przez lata Samurajowi kompletnie to nie wychodziło. Niemalże za każdym razem coś się działo, że Japończykowi triumf w jednym z najważniejszych wyścigów na świecie wymykał się z rąk.
Do tego Kobayashi wraz ze swoją załogą zostawali mistrzami świata WEC 2-krotnie. Do tego wszystkiego Japończyk ma triumf w 24-godzinnym wyścigu w Daytonie. Za pierwszym razem był on kolegą z załogi Fernando Alonso.
Kamui Kobayashi świetnie wszedł w sezon 2025
Tegoroczna edycja Super Formuły już na dzień dobry okazała się wyjątkowa dla wieloletniego podopiecznego Toyoty. Pomijając sezon 2021, gdy wystartował przez pandemię, a także harmonogram WEC tylko raz, po raz pierwszy w swojej karierze zapunktował w inauguracji danej edycji serii.
Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Dość powiedzieć, że na Suzuce wypadł bardzo dobrze, ponieważ dojechał do mety jako 5. Z kolei kolejnego dnia dopisał do swojego dorobku punktowego 2 punkty. W podwójnej rundzie w Motegi nie wystartował, ponieważ miał on obowiązki podczas weekendu WEC, który rozgrywano na torze Imola.
Trzeba przypomnieć, że to szef zespołu Toyoty w tamtych mistrzostwach. Po powrocie, który miał miejsce w Autopolis, Japończyk w kwalifikacjach zajął 3. miejsce. Z kolei wyścig zakończył na 7. miejscu. Tym samym na swoim koncie ma 13 „oczek”.
Fot. Super Formula / Japończyk w kwalifikacjach w Hicie wywalczył miejsce w drugim rzędzieTo najlepszy początek sezonu w jego karierze. Nigdy wcześniej nie punktował w swoich 3 pierwszych wyścigach nowej edycji Super Formuły. Zresztą najwięcej z rzędu finiszów w punktach miał 2 lata temu. Wówczas Kamui Kobayashi dojeżdżał w pierwszej 10., w czterech kolejnych wyścigach. Tym samym Japończyk może tą serię wyrównać, a kto wie, czy nawet jej nie przebije.
Dobre wyniki są potrzebne dla obu stron
Były kierowca F1 to chyba najbardziej rozpoznawalna postać, która rywalizuje w Super Formule. Poniekąd można tutaj wymienić Ayumu Iwasę, który występuje w wybranych sesjach treningowych w F1, a także Zaka O’Sullivana.
Jednak tamta dwójka dopiero wypływa na szerokie motorsportowe wody. To wciąż zawodnicy z przyszłością. Nirei Fukuzumi i Tadasuke Makino z kolei raczej swoje szanse dostali i ich w Europie w pełni nie wykorzystali. Kamui Kobayashi z nie jednego pieca jadł chleb. Część polskich kibiców przygląda się wynikom Super Formuły, ponieważ chcą zobaczyć jak sobie radzi ich „stary znajomy”.
Nie ma co ukrywać, że dobre rezultaty są korzyścią dla obu stron. Super Formuła ma bowiem znajomą twarz, która przyciąga pewną część widowni. Ewentualna wygrana w wyścigu na pewno odbiłaby się echem w środowisku. Może nie byłoby tak mocnej celebracji, jak po jedynym golu w karierze piłkarza Evertonu – Tony’ego Hibbera [When Hibbo scores we riot”, co można przetłumaczyć jako „Kiedy Hibbo strzeli, wpadniemy w szał”].
Pytanie na ile jeszcze czasu i chęci jazdy będzie miał sam zainteresowany. Zwłaszcza, że za rok zmieni kod na 4 z przodu. Jednak odejście kolejnego takiego zawodnika w ostatnich latach [wcześniej m.in. wspomniany Kazuki Nakajima, czy też Naoki Yamamoto, a także patrząc z perspektywy lokalnej Hiroaki Ishiura], byłoby ogromnym ciosem dla całej serii…
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!