W Japonii rozkręcił się sezon Super Formuły. Jak na razie walka o czołowe pozycje jest zacięta. Z drugiej strony niedawny podopieczny zespołu F1 zawodzi.
Nareszcie nie ma dominatora
W ostatnich latach Super Formuła nie rozpieszczała kibiców pod kątem walki o mistrzostwo. Owszem w 2019, 2020 i 2023 losy mistrzostwa rozstrzygały się w ostatnich wyścigach, lecz zwykle mieliśmy do czynienia z hegemonią jednego kierowcy.
Tak było w sezonach 2021-22, gdy sprawę bardzo szybko zamykał Tomoki Nojiri. W zeszłym z kolei ogromną przewagę nad innymi wypracował sobie Sho Tsuboi. Takie coś w serii, w której poza ustawieniami, jedyną różnicą jest jednostka napędowa umieszczana w bolidach, nie napawa zbytnio optymizmem. Przypomnijmy, że część stawki używa silników Toyoty, a część Hondy.
Do tej pory mieliśmy 5 wyścigów. I w każdym z nich, coś się działo. Nie można zatem powiedzieć, że czeka nas monotomia.
Super Formuła jest w tym roku ciekawa
Wydaje się, że w tym roku możemy być spokojni. W tym momencie w ścisłej czołówce mamy aż 5 kierowców. Zawodnicy ekipy Dandelion (Tadasuke Makino i Kakunoshin Ohta – przyp. red.) co prawda jako jedyni wygrali po 2 wyścigi, lecz nie znaczy to, że uciekli od reszty. Sho Tsuboi, Ayumu Iwasa i Tomoki Nojiri są z nimi w stałym kontakcie punktowym.
Ten drugi w tym sezonie ma ciekawą passę. Kiedy dojeżdża do mety, to za każdym razem staje na podium. 2-krotnie zdarzało mu się jednak nie dojeżdżać do mety. W ten sposób Japończyk potracił trochę punktów, co może mieć przełożenie na dalsze wyścigi. W F2 zresztą było to samo z nim. Iwasa w formie był momentami nie do zatrzymania, po czym dopadał go pech, któremu czasami i on sam „pomagał”.
Kibice poza wielką piątką mogą obserwować pozytywne wyniki u innych kierowców. Kamui Kobayashi zapunktował dotychczas we wszystkich wyścigach, w których wziął udział. Nie ma co ukrywać, że Super Formuła potrzebuje dobrych wyników tego weterana. Wszak to chodząca reklama japońskiego motorsportu. Nie ma w tym momencie bardziej rozpoznawalnego kierowcy z Japonii, który rywalizuje na swoim krajowym podwórku. Śmiało można powiedzieć, że cieszą również dobre wyniki Kazuyi Oshimy, chociaż rodak byłego kierowcy F1, nie jest aż tak poza Krajem Kwitnącej Wiśni medialny jak Kobayashi. Świetne rezultaty tak starego wyjadacza zawsze cieszą. Zwłaszcza, że zdarzało się, że potrafił nie punktować w poprzednich sezonach.
Były junior Williamsa zawodzi
Na drugim biegunie jest z kolei Zak O’Sullivan. Obaj kierowcy minęli się, ponieważ Brytyjczyk w F2 zadebiutował przed rokiem. Z kolei 2 wcześniejsze lata spędził w F3, gdzie był czołową postacią.
Tymczasem w Japonii były podopieczny Williamsa nie umie się odnaleźć. Debiut zaliczył poprawny, ponieważ na dzień dobry zameldował się na mecie jako 8. Później zaliczył jednak kilka przygód i to wszystko zaczyna wyglądać coraz słabiej. Zwłaszcza, że podczas minionej rundy na torze Autopolis, jego partner z zespołu, czyli Kenta Yamashita stanął na najniższym stopniu podium.
O’Sullivan, który zawsze słynął z bardzo szybkiej adaptacji to nowych warunków, tak jakby o tym zapomniał. Sezon jest długi, lecz Brytyjczyk musi wskoczyć na wyższy poziom. Pytanie tylko jak? Na to pytanie wydaje się, że on sam nie wie jak odpowiedzieć. Pomijając Olivera Rasmussena, który powraca do rywalizacji po poważnym wypadku, to najgorszy obcokrajowiec w tym sezonie.
Z drugiej strony Pierre Gasly w 2017 roku również miał problemy, żeby od razu się odnaleźć w Japonii. A jak skończył? Z wicemistrzostwem, gdzie do tytułu zabrakło mu 0,5 punktu. Taki scenariusz jest raczej niemożliwy, lecz z drugiej strony w motorsporcie walczy się do końca…
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!