Piąta runda Formuły 1 za nami. Oscar Piastri wygrał pojedynek z Maxem Verstappenem. Miejsce na podium wywalczył Charles Leclerc. Nie obyło się bez rozczarowań. Oto, kto zaimponował i kto zmarnował swoje szanse w wyścigu.
Grand Prix Arabii Saudyjskiej: Zwycięzcy
Oscar Piastri
Podobnie jak w zeszłym tygodniu, Oscar Piastri pokazał się z lepszej strony niż jego kolega zespołowy. Zakwalifikował się na drugiej pozycji, tuż za Maxem Verstappenem, któremu bez wahania stawił czoła. Zmusił do błędu Holendra w 1. zakręcie, aby ten ustąpił mu w kolejnym zakręciłem, ale kierowca Red Bulla łatwo się nie poddał i wyjechał przed nim, zyskując przewagę, za co został ukarany. Ostatecznie Australijczyk nie popełnił żadnych błędów w ciągu weekendu i zatriumfował. Jego opanowanie i regularne dowożenie wyników przyniosły efekt, bo właśnie został liderem klasyfikacji mistrzostw.
Oscar Piastri znowu pokazał, że nie wystarczy mieć najlepszego bolidu czy samego potencjału, aby wygrywać. Potrzebna jest odpowiednia mentalność, tzw. chłodna głowa i umiejętność działania pod presją. Lando Norris zapewne jest od niego szybszy na jednym okrążeniu, szczególnie gdy czuje się pewnie w aucie, ale sam talent nie wystarczy, jeśli nie można z niego skorzystać. Brytyjczyk popełnia zbyt wiele błędów, a Piastri bardzo dobrze to wykorzystuje. Pokonał Lando Norrisa w kwalifikacjach i wyścigu trzykrotnie w tym sezonie, co pokazuje, że nie zamierza przyjąć roli drugiego kierowcy. Dodatkowo też popisał się świetnym manewrem wyprzedzania Lewisa Hamiltona zaraz po pit stopie, co było kluczowe dla jego wyścigu.
Charles Leclerc
Monakijczyk od początku sezonu udowadnia, że nie zamierza nagle usunąć się w cień z powodu dołączenia Lewisa Hamiltona do zespołu. Od Australii pracuje nad poprawą swoich osiągów i znalezieniem ustawień, które umożliwiłby mu zmaksymalizować szanse SF-25. Z wyjątkiem sprintu w Chinach, obecnie jest lepszym z dwóch kierowców Ferrari. Siedmiokrotny mistrz świata stracił do niego w Japonii ponad 0,3 s, w Bahrajnie 0,597 s, a w Dżudzie aż 0,531 s.
Fot. Scuderia FerrariCharles Leclerc wykorzystuje wszystkie szanse bolidu, które jak na razie pozwalają jedynie na 3. miejsce na podium, nawet przy całym jego talencie. Świetnie zadbał o pośrednie opony, przedłużając pierwszy stint, czym zapewnił sobie dotychczas najlepszy wynik w tym roku.
Nie ulega wątpliwości, że auto potrzebuje dalszych ulepszeń, jeśli Ferrari chce walczyć o zwycięstwa. Zespół nadal nie ma tempa McLarena w szybkich zakrętach, a także zmaga się z problemami z przyczepnością. Pomimo tego, to właśnie wychowanek Ferrari Driver Academy zdobywa więcej punktów dla stajni z Maranello.
Max Verstappen
W czwartek Max Verstappen, w odpowiedzi na pytanie o spekulacje o swojej przyszłości, sarkastycznie polecił brytyjskiemu komentatorowi, aby skupił się na komentowaniu, a on sam zajmie się jazdą. Holender jak mówił, tak zrobił. W sobotnich kwalifikacjach udowodnił, dlaczego jest czterokrotnym mistrzem świata. Wyszarpał pole position z rąk Oscara Piastriego różnicą 0,010 sekundy w spektakularnym stylu, dużo ryzykując w ostatnim okrążeniu pomiarowym.
Oprócz incydentu w pierwszym zakręcie na starcie, w wyniku którego otrzymał karę 5 sekund, pojechał bezbłędnie. Jego pierwszy stint był imponujący, szczególnie pod koniec, gdy próbował wyrobić jak największą różnicę do rywali. Zachęcany przez swojego inżyniera wyścigowego, Gianpiero Lambiase, z którym tak dobrze współpracuje, jechał niemal na granicy, ponownie wszystko ryzykując.
Red Bull przywiózł poprawki do Dżuddy, związane z przewodami hamulcowymi. Miały przede wszystkim ulepszyć to, jak RB21 traktuje opony. Po wczorajszym Grand Prix wygląda na to, że zmiany okazały się skuteczne.
Fernando Alonso
W kwalifikacjach Aston Martin użył trzech kompletów opon miękkich, aby wyjść z Q1 i Hiszpanowi to się udało. Oznaczało to, że w Q2 jechał na używanej mieszance, co automatycznie ograniczyło jego szansę przejścia do następnej sesji. Wszyscy pozostali ze środka stawki pojechali na miękkich, ale Alonso uplasował się na 13. pozycji, robiąc wszystko, co możliwe.
W wyścigu miał problem z DRS, przegrzewającymi się hamulcami i brakiem przyczepności, która była tak zła, że w pewnym momencie myślał, że bolid z pewnością musi być uszkodzony. Ratował, co się dało i porządnie napracował się za kierownicą, osiągając lepszy wynik, niż teoretycznie powinien. Przejechał – jak to sam zresztą określił – 50 okrążeń kwalifikacyjnych. Dla porównania Kanadyjczyk w weekend pobił rekord największej liczby eliminacji z Q1 (75), był całkowicie anonimowy w Grand Prix i pokonał go Stake Nico Hülkenberga.
Gdy wyprzedzał Gabriela Bortoleto, ten go nie zauważył i poruszył kierownicą w trakcie hamowania, przyciskając Alonso do ściany, ale obyło się bez wypadku. 43-latek stwierdził z rozczarowaniem, że jazda na granicy na dłuższą metę jest nie do utrzymania i niebezpieczna. Dwukrotny mistrz świata ma rację, bo Aston Martin desperacko potrzebuje poprawy i nie powinien w każdym GP polegać wyłącznie na błyskotliwej, ale ryzykownej jeździe Alonso, który znany jest z osiągania lepszych rezultatów, aniżeli te, na które jego bolidy teoretycznie pozwalają.
Williams
Carlos Sainz potrzebował paru Grand Prix, aby odnaleźć się w Williamsie i przystosować do FW47. Jego wysiłek się opłacił, bo od Bahrajnu wygląda na to, że zaczyna przynosić efekty. Sam przyznał, że w Formule 1 nie ma magicznych rozwiązań, trzeba po prostu przeanalizować słabe strony i nad nimi popracować. Hiszpan wyjawił, że musiał zmienić styl jazdy, aby wykorzystać w pełni potencjał bolidu. Zaowocowało to jego najlepszym dotychczasowym wynikiem w kwalifikacjach. Startował z szóstego miejsca przed Lewisem Hamiltonem, który go zastąpił w Ferrari. Następnie w wyścigu nie popełnił błędów i pomógł Alexandrowi Albonowi, co pozwoliło dowieźć im podwójne punkty dla zespołu.
Dobrze spisał się również kolega zespołowy, który może nie miał idealnych kwalifikacji, ale już na starcie przesunął się z jedenastego na dziewiąte miejsce. Pod koniec Grand Prix, Sainz i Albon wykazali się zgraną pracą zespołową, bo Hiszpan utrzymał Tajlandczyka w zasięgu swojego DRS, żeby ten nie został wyprzedzony przez Isacka Hadjara. Williams poczynił duży postęp względem zeszłego roku i wczoraj kierowcy dowieźli najlepszy w historii ekipy w Grand Prix Arabii Saudyjskiej.
Wedle doniesień medialnych, jako pierwsi w pełni skupili się już na przyszłorocznym bolidzie, co może pozwolić rywalom ich dogonić. James Vowles wielokrotnie mówił, że najbardziej interesują ich nowe regulacje, a wynik w klasyfikacji konstruktorów w tym roku nie ma większego znaczenia. Mimo wszystko, Williams może być zadowolony, bo pokazali, że nawet przy mniejszych zasobach potrafią się poprawić.
Grand Prix Arabii Saudyjskiej: Przegrani
Aston Martin
Aston Martin jest w tym roku prawdopodobnie największym rozczarowaniem. Co prawda Adrian Newey rozpoczął pracę w marcu, ale skupia się na przyszłorocznym bolidzie i nie będzie miał wpływu na AMR25, co potwierdził Andy Cowell. Dan Fallows został zwolniony w listopadzie 2024, ale auto na ten sezon zostało zaprojektowane niemal w stu procentach pod jego nadzorem, czego widać efekty. Chociaż nie ponosi on całej winy, to jako dyrektor techniczny był osobą odpowiedzialną za prawie dwa sezony nieskutecznych poprawek. Cowell ewidentnie widział w nim problem, bo odsunął go od pracy w listopadzie 2024, zaledwie miesiąc po przejęciu roli CEO grupy.
Przy wszystkich zasobach Astona Martina, sytuacja jest naprawdę rozczarowująca i frustrująca dla kierowców. Co prawda Fernando Alonso zaliczył niefortunne pierwsze dwie rundy sezonu, na czym skapitalizował Lance Stroll, ale od tego czasu dwukrotny mistrz świata wyciąga z AMR25 wszystko, co się da. Bolid jest ewidentnie dziewiąty w stawce, lepszy jedynie od Stake, więc miejsce 11, na którym skończył wczoraj Hiszpan to i tak więcej, niż auto na to zasługuje.
Wiadomo, że ekipa z Silverstone stawia duży nacisk na przyszły rok, bo stanowi to dla nich szansę, aby przenieść się w górę stawki, ale jeśli tak będzie wyglądać dalej ten sezon, to będzie on naprawdę długi i bolesny. Sytuacja jest tym bardziej żenująca, jeśli porównamy ją do Williamsa, który przy mniejszych zasobach poradził sobie znacznie lepiej i poczynił znaczny postęp w stosunku do zeszłego roku i walczy w pierwszej dziesiątce.
Lando Norris
To nie koniec problemów Lando Norrisa. Po Grand Prix Bahrajnu, gdzie zakwalifikował się na 6. miejscu i skończył na 3., Arabia Saudyjska stanowiła idealną okazję, żeby pokazać się z lepszej strony. Na początku weekendu rzeczywiście tak się zapowiadało. W sesjach treningowych był coraz szybszy, a potem bez problemu przeszedł przez Q1 i Q2, robiąc tylko jedno okrążenie pomiarowe. Wszelkie nadzieje na udany wyścig jednak się rozwiały, gdy rozbił się w 4. zakręcie, przy pierwszej próbie wykręcenia czasówki.
Fot. McLarenOtworzyło to Maxowi Verstappenowi drzwi do sięgnięcia po pole position, bo z kwalifikacji sam wyeliminował się szybszy McLaren. Holender i Red Bull bez wahania to wykorzystali, podobnie jak Oscar Piastri, który startował obok niego. Tym samym zarówno czterokrotny mistrz świata, jak i Australijczyk pokazali, że potrafią działać pod presją i nie popełniają błędów w kluczowych momentach. Lando Norris dojechał z 10. miejsca na 4, ale było to minimalizowanie poczynionych szkód. W rzeczywistości powinien był walczyć o zwycięstwo z Piastrim i Verstappenem.
Jest to kolejny tydzień, gdzie Brytyjczyk nie wykorzystał swoich szans i popełnił kosztowny błąd. Stracił prowadzenie w klasyfikacjach mistrzostw świata, a pozycję lidera objął jego kolega zespołowy.
Alpine
Alpine nie przywiózł z Arabii Saudyjskiej żadnych punktów. Bolid wyglądał całkiem przyzwoicie w ten weekend, przynajmniej z Pierre’em Gasly’m za kierownicą. Zespół traci czas na prostych ze względu na ograniczenia silnika Renault. Spodziewali się więc, że Dżudda nie będzie ich najlepszym torem. Jednak Francuz niespodziewanie był najszybszy w pierwszej sesji treningowej w piątek. Potem potwierdził dobre tempo na kwalifikacjach, gdzie uplasował się na 9. pozycji. Niestety kolizja z Yukim Tsunodą zakończyła przedwcześnie jego wyścig.
Z kolei Jack Doohan ponownie odstawał od kolegi zespołowego, bo startował z 17. miejsca i na tym też ukończył niedzielne Grand Prix. Nie ulega wątpliwościom, że Flavio Briatore najchętniej by go wymienił. Jak podaje The Race, Australijczyk dostał czas do przerwy letniej, aby się wykazać. Na razie nie wygląda to zbyt przekonująco, bo w Japonii rozbił się podczas sesji treningowej, bo celowo nie wyłączył DRS. Ma na koncie też 3 punkty karne na superlicencji za kolizje z innymi zawodnikami i żadnego w klasyfikacji generalnej.
Yuki Tsunoda
Grand Prix Arabii Saudyjskiej początkowo zapowiadało się dobrze dla Yukiego Tsunody. Nie odstawał zbytnio w treningach od Maxa Verstappena i nawet wypadek pod koniec sesji wieczornej treningowej w piątek zbytnio mu nie zaszkodził. Zahaczył nieznacznie o bandę po wewnętrznej zakrętu i rozbił się po drugiej stronie. Jego auto zostało naprawione na następny dzień, a Japończyk dobrze to wykorzystał. Dostał się do Q3, zakwalifikował się na 8. miejscu, a to najlepszy wynik drugiego kierowcy Red Bulla od Grand Prix Azerbejdżanu w 2024. Pomógł Verstappenowi w zdobyciu pole position, bo ten złapał jego odległy cień aerodynamiczny.
Niestety szanse na zdobycie punktów zakończyły się już na pierwszym okrążeniu w niedzielę, gdy zderzył się z Pierrem Gaslym. Sędziowie uznali to za incydent wyścigowy i nie nałożyli na żadnego z nich kary. Według doniesień, Red Bull jest zadowolony z postępu i feedbacku Tsunody, więc zapewnił mu test RB19 w środę na torze Silverstone. We wtorek czeka go jeszcze intensywny dzień w symulatorze. Japończyk musi zdobyć punkty w Miami, aby nie zatrzymać momentum.
Lewis Hamilton
Z entuzjazmu przed sezonem i optymizmu po wygranej w sprincie w Chinach, nie zostało nic. Lewis Hamilton ewidentnie ma problemy z przyzwyczajeniem się do SF-25 i wykorzystaniem jego potencjału. W kwalifikacjach traci dużo do Charlesa Leclerca, w Arabii Saudyjskiej różnica wynosiła ponad pół sekundy. Po raz drugi też startował za Carlosem Sainzem w Williamsie, którego zastąpił w Ferrari. Leclerc ukończył wyścig na podium dzięki umiejętnej jeździe, a on dojechał 31 sekund za nim.
Siedmiokrotny mistrz świata ma problem z dostosowaniem się do obecnej generacji bolidów, którą nazwał najgorszą jego zdaniem. Jego wypowiedzi zaczynają przypominać te z zeszłego roku w Mercedesie, kiedy George Russell regularnie uzyskiwał lepsze czasy w kwalifikacjach. Hamilton w Bahrajnie był bardziej optymistyczny, bo sądził, że w końcu znalazł rozwiązanie swoich kłopotów. Po Grand Prix Arabii Saudyjskiej jednak przyznał, że nic z tego nie wyszło. Nie tylko musi popracować nad uzyskaniem lepszego czasu na jednym okrążeniu. Podczas wyścigu w żadnym momencie nie czuł się pewnie w bolidzie. Wyraźnie rozczarowany, wyjawił, że nie ma żadnego rozwiązania. Obawia się, że sytuacja może się nie poprawić do końca roku.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!