Przyszłość szefa zespołu jest kwestionowana. Media skupiają się na formie mistrza świata. Jednak Hamilton i Vasseur nie są problemem. Ferrari potrzebuje twardego resetu na najwyższym szczeblu.
Hamilton i Vasseur nie są problemem
Po obiecującej kampanii w 2024, Ferrari jak dotąd nie wygrało żadnego Grand Prix. Charles Leclerc zdobył trzy podia w Arabii Saudyjskiej, Monako i Barcelonie. Lewis Hamilton zwyciężył w sprincie w Chinach. Ogólnie rzecz biorąc, obecny sezon to rozczarowanie pod względem osiągów. Z ambicji o walkę o oba tytuły mistrzowskie z McLarenem nie wyszło nic.
Dzisiaj Corriere della Sera i inne włoskie gazety donoszą, że pozycja Freda Vasseura jest zagrożona. Jeżeli w przyszłym roku bolid nie okaże się konkurencyjny, Francuz może zostać zwolniony. Lewis Hamilton z kolei nie czuje się wystarczająco wspierany przez zespół, a Charles Leclerc może odejść w 2027.
Włoskie media mają zwyczaj wyolbrzymiać potknięcia Ferrari lub zwyczajnie panikować, co wiadomo nie od dzisiaj. Doniesienia Corriere należy więc traktować ostrożnie i z przymrużeniem oka. Charles Leclerc niejednokrotnie wyrażał swoje oddanie zespołowi i zaprzeczał wszelkim plotkom o odejściu. Fred Vasseur ma obecnie kłopoty, ale od 2023 wprowadził pozytywne zmiany.
Ferrari samo sobie szkodzi
Siedmiokrotny mistrz świata otwarcie mówi o swoich problemach z SF-25, a jego wypowiedzi z weekendu na weekend przypominają sinusoidę, w zależności od przebiegu Grand Prix. Więcej jest upadków, niż wzlotów, bo wszelkie pozytywne odczucie podczas jednej sesji, zmienia się w falę negatywizmu po nieudanym występie.
Charles Leclerc radzi sobie lepiej niż kolega zespołowy, ale nie oznacza to, że jest zadowolony. Wielokrotnie powtarza, że bolid zwyczajnie nie jest wystarczająco szybki, aby walczyć o zwycięstwa. Winne ma być tylne zawieszenie, które ogranicza potencjał SF-25. Nowe ma zadebiutować w najbliższych tygodniach. Nie wiadomo jednak czy cokolwiek zmieni, choć Loic Serra i Fred Vasseur z pewnością mają taką nadzieję.
Doniesienia jednak wskazują niepokojący trend, który istnieje w Ferrari od lat. Członkowie firmy nie od dzisiaj mają specyficzną relację z włoskimi mediami, wykorzystując je, gdy im pasuje do osiągnięcia swoich celów i wywarcia presji na zespole. Robili to również kierowcy Scuderii, np. Nigel Mansell, Jean Alesi, Alain Prost.
Ferrari lubi się sabotować
Dzisiejsze działania najważniejszych włoskich dzienników wynikają zapewne z presji, jaką wyższe kierownictwo w Maranello chce wywrzeć na zespole wyścigowym. Benedetto Vigna i John Elkann, kolejno dyrektor generalny i prezes Ferrari, od lat krytykowani są przez osoby z zewnątrz za zbytnie skupianie się na aspekcie komercyjnym firmy.
Zamiast pozwolić działać Scuderii, aby umożliwić im osiąganie sukcesów, wydaje się, że jedynie przeszkadzają. Gdy sprawy nie idą korzystnie w F1, czyli od 17 lat, wywierają presję, zamiast zadać sobie pytanie, czy przypadkiem sami nie stanowią jednego z największych problemów Ferrari.
Brawnowi, Todtowi i Schumacherowi należy się więc jeszcze większe uznanie. Przez lata udało im się uchronić zespół przed presją wyższego kierownictwa, co pozwoliło przeprowadzić transformację ekipy. Zaowocowało to później bezprecedensowym wówczas w F1 sukcesem i zdecydowaną dominacją. Michael Schumacher zdobył pięć tytułów mistrza świata z rzędu, a Ferrari było niepokonaną siłą. Wzmocniło to legendę Ferrari, a obraz stajni z Maranello targanej wewnętrznymi konfliktami we wczesnych latach 90. przybladł.
Kierowcy nie są problemem
Ostatni raz Ferrari zdobyło mistrzostwo świata kierowców w 2007, a konstruktorów w 2008. Od tego momentu pomimo zasobów, środków, infrastruktury i talentu, nie udało się powtórzyć sukcesu. W 2010 i 2012 Fernando Alonso niemal wygrał tytuły dla Scuderii, nawet pomimo bolidów gorszych od konkurencji. Do dzisiaj 2012 uważany jest przez wielu jako najlepszy indywidualny sezon w historii F1 w karierze kierowcy, który nie został w tym samym roku mistrzem świata. Z pewnością był to jeden z najlepszych.
Jak dotąd stajnia z Maranello nie zbliżyła się tak bardzo do mistrzostwa jak wtedy. Od 2007 w barwach Ferrari jeździło wielu bardzo dobrych i świetnych kierowców, takich jak Felipe Massa, Fernando Alonso, Sebastian Vettel, a teraz Charles Leclerc i Lewis Hamilton. Podobnie jak wtedy, gdy w Scuderii jeździli Nigel Mansell i Alain Prost, kierowcy nie byli problemem. Nawet jeśli niektórzy z nich należeli do bardziej zaangażowanych w wewnętrzną politykę i chcieli więcej wpływu. Jak zawsze, problem stanowiło wyższe kierownictwo firmy.
Vasseur zasługuje na to, by zostać
Od odejścia Jeana Todta, szefami zespołu byli Stefano Domenicali, Marco Mattiacci, Maurizio Arrivabene, Mattia Binotto i teraz Fred Vasseur. Francuz „posprzątał” po burzliwym okresie i bałaganie ery Binotto. W 2023 wprowadził skuteczne ulepszenia, a Ferrari jako jedyne oprócz Red Bulla wygrało Grand Prix w Singapurze. W 2024 kierowcy wygrali łącznie 5 wyścigów i stanęli na podium 22 razy. Przede wszystkim zespół stał się efektywniejszy pod względem operacyjnym i spokojniejszy w reagowaniu na upadki i potknięcia.
Wprowadzenie długotrwałych zmian w jakimkolwiek zespole F1 jest niełatwym zadaniem i zajmuje czas. Zmienianie lidera ekipy zaledwie po kilku latach i przekreślanie po nieudanym sezonie nie jest dobrym rozwiązaniem. Pomimo rozczarowujących wyników w tym sezonie, Vasseur zasługuje na swoją pozycję i już pokazał się jako kompetentny szef ekipy.
Media skupiają się od początku roku na problemach Lewisa Hamiltona i kwestionowaniu jego formy. Sam mistrz świata otwarcie przyznaje się do trudności z dostosowaniem się do bolidu. Przeważająca narracja poddaje w wątpliwość jego obecne wyniki i możliwości.
Powinno się jednak skierować uwagę i krytykę w stronę Ferrari, ale nie wyłącznie Freda Vasseura, który jest najnowszym kozłem ofiarnym kierownictwa. Dlaczego ekipa od tylu lat nie potrafi zaprojektować konkurencyjnego bolidu i działać sprawnie? Jakie są powody, że zawsze coś staje na drodze do sukcesu (strategia, auto, wewnętrzne spory itd.)?
Benedetto Vigna, Piero Ferrari i John Elkann powinni zadać sobie te pytania, szczerze spojrzeć w lustro i przyznać, że prawdopodobnie sami od lat przyczyniają się do niepowodzeń Scuderii. Zamiast zajmować się walką o władzę wewnątrz firmy i koncentrowaniem wpływów, lepiej by zrobili biorąc odpowiedzialność na siebie, a nie zrzucając ją na innych.
Aby nie przegapić najciekawszych artykułów kliknij obserwuj speedwaynews.pl na Google News
Obserwuj nas!